piątek, 25 grudnia 2015

VI

Spin-off - warto przeczytać przed lekturą tego odcinka

Uczta weselna trwała w najlepsze. Ochotniczy Zespół Gwiezdnej Armii Polskiej, czyli OZGAP, zaczął właśnie śpiewać "Czerwony pas", gdy drzwi mesy otworzyły się z trzaskiem i na progu stanął Karol Michałow, ściskający w garści pokaźnej wielkości drewniany palik.
- Gdzie ta menda?- zasięgnął informacji wściekłym głosem.
- Która konkretnie? - zapytała uprzejmie kapitan Zakrzewska, nie przerywając sobie konsumpcji.
- Ten krwiopijca, kleszcz przerośnięty, giez kudłaty, końska mucha z zębami!
Zespół, który przerwał na widok gościa, doszedł widać do wniosku że nie dzieje sie nic ważnego, bo znów zaczął ryczeć, wziąwszy się pod boki:

Tam szum Prutu, Czeremoszu,
Hucułom przygrywa,
A wesoła kołomyjka '
Do tańca porywa.
Dla Hucuła nie ma życia,
Jak na połoninie.
Gdy go losy w doły rzucą,
Wnet z tęsknoty ginie.


- Cisza, Hucuły!
- wrzasnął Michałow i w tej samej chwili dostrzegł Sixta, kryjącego się pod obrusem.- Ha, mam cię!
- Biją, pani kapitan!
- pisnął Sixto płaczliwie, chowając się za krzesłem Lilianny, niewzruszenie pałaszującej taką porcję lodów, że na zdrowy rozsądek powinna zamienić się po nich w górę lodową.
- Jeszcze nie, ale zaraz zobaczysz wszystkie gwiazdy, pijawko! - Inżynier rzucił się w pogoń za wampirem, który a la Jean Marais skakał po stołach i krzesłach, usiłując mu umknąć. W mgnieniu oka połowa zastawy znalazła się na podłodze, a załoganci pospiesznie ratowali jeszcze nienaruszone dania.
- Pokój, dzieci, pokój ludziom dobrej woli - usiłował mitygować ojciec Maślak.
- Gdzie ty tu ludzi dobrej woli widzisz, katabasie spasiony?! - wrzasnął na niego inżynier, nie przerywając gonitwy. Duszpasterz obraził się i wyrżnął w jego kierunku półmiskiem ryby faszerowanej, jednakże chybił i trafił Osipa Zajczika. Keras uznała, że to zamach na całość jej domowego ogniska i w imieniu męża odwzajemniła się plackiem jagodowym. Dało to hasło do walki wszystkich ze wszystkimi.
OZGAP nie wiedział, co ma robić, akompaniująca mu rozumna szafa grająca przytupywała w kącie, czekając na sygnał. Kapitan Zakrzewska spokojnie dokończyła lody, oblizała łyżeczkę, po czym wstała.
- Śpiewać - rzuciła rozkazująco.
- Ale co? - spytała tancerka Pixie, sopranistka zespołu.
- Waligórę.
Szafa posłusznie zaczęła grać, OZGAP zaintonował hałaśliwie :

- Od Poznania jedzie fura
A na furze Waligóra...


Lilianna skinęła z uznaniem głową, po czym zręcznie podstawiła nogę Michałowowi, który potknął się prawidłowo i wpadł twarzą w sałatkę, malowniczo opryskując najbliższych biesiadników. Ponieważ sałatka zawierała buraczki, bakłażan i pomidor, efekt kolorystyczny był bardzo ciekawy.
- Ty glizdo zapaździała, kurduplu z warkoczem, sieroto po braciach Kaczyńskich... - Michałow zamachnął się kołkiem na Liliannę, ale Teerhex wprawnie wykręcił mu rękę i odebrał mordercze narzędzie, które następnie oddał żonie.
- Niu, niu - powiedziała kapitan, chowając kołek za siebie.- Na mojej zmianie nie będzie żadnego wampirobójstwa. czego chcesz od Sixta?
- Co zrobił z de'Santem niech powie! Zeżarł go?! Wypił znaczy?!

- I popija czaj, czaj, czekoladę, czarną kawę
i popija czaj, czaj, czekoladę, rum, kakao
Lemoniadę!
- wyciągał niezmordowanie zespół.

Sixto wychylił się zza pleców swego dowódcy i zadeklarował:
- Tylko spróbowałem kropelkę.
- Oddawaj mi pierwszego oficera, ty bydlę!
- Tylko Pierwszego chcesz, czy może weźmiesz i jego sołdatów?
- zapytała kapitan Zakrzewska, podając Karolowi serwetkę do otarcia poczciwej, a w tej chwili bardzo wściekłej gęby.
- Co?
- Michałow wyraźnie zbaraniał, bo podobnie jak inni na Independence nie miał pojęcia o zarządzeniu Francuza. Lilianna w krótkich słowach wyjaśniła mu sytuację. Inżynier słuchał, wycierając się z majonezu, aż wreszcie porwał ze stołu karafkę z "nalewką babuni", wypił dobrą połowę, po czym opadł na najbliższe krzesło.
- Lilka, ty mnie do grobu wpędzisz.
w tym momencie Hermaszem zatrzęsło.
- Oho, jakaś grubsza torpeda - domyślił się Osip Zajczik.- Szto dziełamy?
- Zamknąć klapę - odezwał sie bezosobowy głos z zewnętrznych głośników - Pokład hangarowy uległ rozszczelnieniu. sugeruje się pozostanie na zadokowanych statkach do momentu usunięcia usterki.

środa, 16 grudnia 2015

V.

Spin-off - warto przeczytać przed lekturą tego odcinka

- Czy ja się mylę, czy też wykopano nas z pokładu? - spytał Mattias von Braun, gdy wszyscy znaleźli się z powrotem na pokładzie "Ślicznotki" Hermasza. Karpiel podrapał się pod mundurem i po namyśle zaopiniował:
- Tak. Wykopano nas, chcą się sami zabawić, egoiści.
- Zdaje się, że póki stoimy w hangarze Independence, sami sobie nie postrzelamy, a teraz nas i tak nie wypuszczą... więc co, robimy wesele?
- spytała Inga Laush - Trochę trzęsie od ostrzału, ale co tam. Wszystko przygotowane już od rana.
- Zrobiłem nawet romulańskie potrawy
- potwierdził von Braun.- I romulańskie ale.
- Otruje nas tymi świństwami
- mruknęła pod nosem kapitan Zakrzewska. Chciała dodać coś jeszcze, ale z wielkim hukiem i tupotaniem na pokład Hermasza wmaszerowali żołnierze ochrony w barwach Independence.
- Pani kapitan Zakrzewska? - zasięgnął informacji jeden z nich, barczysty blondyn. - Chorąży Richard Petru. Mamy rozkaz aresztować panią i pani załogę oraz opieczętować jednostkę latającą.
Przez chwile trwało zdumione milczenie, potem Lilianna odchrząknęła i spytała uprzejmie:
- Cholera, niech no ja się dowiem, kto nie zamknął za sobą drzwi.... Czy mogę wiedzieć, kto wydał ten rozkaz?
- Pierwszy oficer de'Sant.

Kapitan rozejrzała się po swoich ludziach.
- Słyszeliście? de'Sant. Czy ktoś z was ma coś do powiedzenia w tej sprawie? Jasiek, Keras, to nie było do was, ani mi się ruszcie.
Konstanty Ślepowron podniósł w górę dwa palce, jak w szkole, po czym wysunął się naprzód.
- Rozkaz rzecz święta, drodzy koledzy - powiedział - Za wszelką cenę trzeba go wykonać, taka powinność żołnierza. Mam tylko jedno pytanie: jak wyobrażacie sobie wykonanie tego konkretnego rozkazu?
Przybysze z Independence zawahali się nieco, zdetonowani, i miny im zgłupiały, bo podczas przemówienia Ślepowrona znikąd pojawili się uzbrojeni po zęby polscy załoganci i otoczyli ich, odbezpieczając fazery.
- Kto ich zawiadomił? - zdumiał się chorąży Petru.
- Ja - zahuczał przez głośniki przepity bas - No dalej, drużyno!
- Co dalej?
- Jak to co?! Bić kurwy i złodziei!

Tu wkroczyła kapitan Zakrzewska.
- Zamknij się, Hermuś, i nie cytuj mi tu klasyków. Kostek, przejmij tych patałachów. Rozbroić, przeszukać, zdezynfekować, odrobaczyć w razie potrzeby i zamknąć. Niech Pulasky zrobi obdukcję, żeby potem nie było, że ich posiniaczyliśmy.
Jeden z żołnierzy sięgnął bohatersko po fazer i jednocześnie drugą ręką złapał Teerhexa za kark, najwyraźniej chcąc sterroryzować "hermaszowców". Nie udało mu się to w pełni, bo ojciec Maślak zdzielił go różańcem przez plecy, a Romulanin kwiknął ze strachu i odruchowym chwytem powalił pechowca na pokład.
- Grzecznie tu być! - zawołał groźnie duszpasterz, wymachując swą świątobliwą bronią.- Ustawić się w pary i jazda do aresztu! Nie przepychać się, mowy nienawiści nie używać, dziennikarzy nie bić, nie bądźcie bydłem, hołoto!
Po względnie krótkim zamieszaniu udało się wykonać rozkaz dowódcy statku i intruzi trafili do pustej ładowni, jako że bryg był przewidziany na najwyżej cztery osoby.
- Załatwione, co dalej? - spytał służbiście Ślepowron, wracając do swojej kapitan. Ta potarła w zamyśleniu swój wdzięczny podbródek.
- Tak się zastanawiam... de'Sant chciał nas załatwić, tak? Mogę się założyć, że bez porozumienia ze swym dowódcą. Warto wybić mu z dupy te durne pomysły.
- Czyli co?
- Jest tu Sixto?
- Jasne, do usług
- zza pleców rozbawionej całym zajściem Keras wyłonił się kędzierzawy wampir i zaprezentował w uśmiechu swe fascynujące kły.
- Znajdź de'Santa i dostarcz go tutaj, tylko bez hałasu. Ty to potrafisz.
- No jasne
! - Sixto z uciechy aż podskoczył i zbiegł po trapie. Nie było go może z kwadrans, potem zjawił się z przerzuconym przez ramię i wyraźnie oszołomionym Francuzem. Więzień wyglądał, jakby spadł z księżyca i mamrotał coś nieskładnie, zwisając na plecach wampira.
- Zatrzymałeś się po drodze na drinka? - spytała surowo Lilianna. Sixto oblizał się dyskretnie.
- tylko łyczek, przysięgam, tylko łyczek.
- Że też ci nie wstyd łakomić się na taką tchórzliwą juchę... Do brygu z nim! Jak otrzeźwieje, a my skończymy świętować mój ślub, to sobie pogadamy.

Kapitan Zakrzewska zatarła ręce, ujęła pod ramię swego męża i pociągnęła go w stronę mesy, skąd dobiegały już wesołe okrzyki załogantów, kończących przypinać pod sufitem wielki transparent z napisem "WIWAT MŁODA PARA".


sobota, 5 grudnia 2015

IV.

- Główny inżynier Karol Michałow zgłosi się do kapitana.- zabrzmiał namaszczony głos pokładowego interkomu.
- Teraz? - zdziwił się Karol.
- Teraz.- potwierdził interkom. Karol spojrzał na kapitan Zakrzewską, a ta wzruszyła ramionami.
- Idź, skoro wołają - powiedziała.- Ja poczekam. Nie pali się ostatecznie, choć z drugiej strony, w moim wieku...
Inżynier trzepnął ją karcąco po plecach i pobiegł do kwatery kapitana.
- Może chcą nas aresztować? - zaniepokoił się Teerhex.
- Lepiej niech się dwa razy namyślą, jeśli im życie miłe! - zawołała bojowo Keras, wywijając przy tym batlethem tak, że stojący co bliżej cofnęli się w popłochu. Kapitan Zakrzewska złapała Klingonkę za przedramię i kilkoma nieparlamentarnymi skłoniła do opuszczenia niebezpiecznego narzędzia. Tymczasem Teerhex nadal myślał swoje.
- Powiesz mu? - spytał po długiej chwili milczenia.
- O czym? - Lilianna spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Co naprawdę robimy.
- Ocipiałeś? Puknij się w łeb! Im mniej wie tym lepiej. Można mu wierzyć, ale mimo wszystko...
- Uwaga, desant
- wpadł jej w słowo Jędrek Karpiel.
- Gdzie? - kapitan rozejrzała się i spostrzegła nadchodzącego oficera - A, nie desant, tylko de'Sant. Diabli go tu przynieśli...
Wszyscy zamilkli, usiłując przybrać jak najbardziej obojętne miny, kilku nawet zaczęło pogwizdywać. Pierwszy oficer Independence zatrzymał się przy nich i wykrzywił twarz w czymś, co w założeniu miało być uśmiechem.
- Gratulacje z okazji ślubu, pani kapitan - powiedział - Słyszałem już, że ma pani słabość do Wolkan, ale żeby aż skończyło się to małżeństwem?
Odezwały się pojedyncze parsknięcia śmiechem, tłumione na siłę lub zmieniane w kaszlnięcia. Teerhex miał włosy zaczesane aż na oczy, co zasłaniało charakterystyczne czoło i przy odrobinie dobrej woli faktycznie można było wziąć go za Wolkanina. Nikt oczywiście nie kwapił się z prostowaniem pomyłki Francuza, tak było dużo bezpieczniej.
- Ma pan jakieś zastrzeżenia do mieszanych małżeństw? - odpowiedziała Lilianna pytaniem na pytanie.
- Skądże znowu.Ale tak przy okazji chciałbym o coś spytać. Skąd pani wzięła ten śliczny stateczek? Gwiezdna Flota go pani nie dała, sprawdziłem.
Zapadła cisza. Keras ujęła mocniej swój bathlet, ręka Konstantego Ślepowrona powędrowała nieznacznie do rękojeści fazera.
- Wygrałam w oriońskim Kole Fortuny - odparła kapitan Zakrzewska bez zmrużenia oka.- Udowodni pan, że nie?
- Bez żartów, szanowna pani. Jak weszliście w posiadanie takiej jednostki?
- głos de'Santa stał się ostrzejszy, bardziej nagabujący, a jego postawa groźniejsza.
- Udpierdulta sie, panocku, bo przisam Bogu, ciupazką wos prasne, az wom sie prababcia psypomni! Zabe se lepiej zjedzta, tfu, jamen, tyz prowda.- I Jasiek niedwuznacznym ruchem uniósł rzeczony oręż, który oczywiście wziął ze sobą jako część galowego umundurowania, czyli broń przyboczną. Nie udało mu się tylko przeforsować kapelusza z piórkiem, bo zdenerwowana kapitan nader malowniczo określiła, w co mu to piórko wsadzi, jeśli odważy się pokazać w takim nakryciu głowy. de'Sant cofnął się przezornie, nie znał co prawda tego rodzaju broni, ale pięknie wyostrzona siekierka lśniła zbyt niebezpiecznie.
- Ja tylko... - zaczął, ale tu wtrąciła się nagle Penny:
- Mój tato zawsze powiada: nie pchaj nosa do cudzego trzosa. I ma rację. Przyszedł pan na ślub czy na przesłuchanie?
Zanim de'Sant zdążył odpowiedzieć, od strony kwatery kapitańskiej nadeszli Michałow i dowódca jednostki, obaj uroczyści i eleganccy.
- Zapraszam - kapitan Lynn otworzył drzwi sali ceremonialnej, gdzie - jak się okazało - czekała już część załogo Independence, najwyraźniej ciekawa ceremonii.
Kapitan Lynn godnym krokiem podszedł do mównicy i stanął za nią.
- Moi drodzy - rozpoczął z namaszczeniem - Od czasu pierwszych drewnianych żaglowców wszyscy kapitanowie mieli przywilej...
Lilianna poprawiła słuchawkę komunikatora w uchu.
- Gazu z tym koksem, panie kolego - powiedziała głośno, przerywając Lynnowi przemówienie.- Lecą kłopoty.
- Jakie kłopoty?
- zaniepokoił się de'Sant.
- Z tego co twierdzi moja oficer łączności, boja którą zostawiliśmy pół roku świetlnego stąd daje ciekawe odczyty. Zbliża się kardassjańska jednostka, więc już możesz się pan chować.

Kapitan Lynn rzucił kilka poleceń do swego komunikatora, po czym zwrócił sie do nowożeńców:
- No to galopem: czy pan, Teerhex, bierze sobie tę kobietę za zonę i ślubuje jej wierność oraz miłość małżeńska?
- Spróbowałby nie.
- mruknęła złowieszczo Keras.
-Tak! - krzyknął Teerhex odrobinę głośniej, niż chciał.
- A czy pani, Lilianno Zakrzewska, bierze tego mężczyznę i ślubuje jak wyżej?
- Tak, biorę z dobrodziejstwem inwentarza, szybciej!
- Ogłaszam was zatem mężem i żoną.
- Lynn jeszcze nie skończył, gdy Independence zadrżał, trafiony celną torpedą.