środa, 16 grudnia 2015

V.

Spin-off - warto przeczytać przed lekturą tego odcinka

- Czy ja się mylę, czy też wykopano nas z pokładu? - spytał Mattias von Braun, gdy wszyscy znaleźli się z powrotem na pokładzie "Ślicznotki" Hermasza. Karpiel podrapał się pod mundurem i po namyśle zaopiniował:
- Tak. Wykopano nas, chcą się sami zabawić, egoiści.
- Zdaje się, że póki stoimy w hangarze Independence, sami sobie nie postrzelamy, a teraz nas i tak nie wypuszczą... więc co, robimy wesele?
- spytała Inga Laush - Trochę trzęsie od ostrzału, ale co tam. Wszystko przygotowane już od rana.
- Zrobiłem nawet romulańskie potrawy
- potwierdził von Braun.- I romulańskie ale.
- Otruje nas tymi świństwami
- mruknęła pod nosem kapitan Zakrzewska. Chciała dodać coś jeszcze, ale z wielkim hukiem i tupotaniem na pokład Hermasza wmaszerowali żołnierze ochrony w barwach Independence.
- Pani kapitan Zakrzewska? - zasięgnął informacji jeden z nich, barczysty blondyn. - Chorąży Richard Petru. Mamy rozkaz aresztować panią i pani załogę oraz opieczętować jednostkę latającą.
Przez chwile trwało zdumione milczenie, potem Lilianna odchrząknęła i spytała uprzejmie:
- Cholera, niech no ja się dowiem, kto nie zamknął za sobą drzwi.... Czy mogę wiedzieć, kto wydał ten rozkaz?
- Pierwszy oficer de'Sant.

Kapitan rozejrzała się po swoich ludziach.
- Słyszeliście? de'Sant. Czy ktoś z was ma coś do powiedzenia w tej sprawie? Jasiek, Keras, to nie było do was, ani mi się ruszcie.
Konstanty Ślepowron podniósł w górę dwa palce, jak w szkole, po czym wysunął się naprzód.
- Rozkaz rzecz święta, drodzy koledzy - powiedział - Za wszelką cenę trzeba go wykonać, taka powinność żołnierza. Mam tylko jedno pytanie: jak wyobrażacie sobie wykonanie tego konkretnego rozkazu?
Przybysze z Independence zawahali się nieco, zdetonowani, i miny im zgłupiały, bo podczas przemówienia Ślepowrona znikąd pojawili się uzbrojeni po zęby polscy załoganci i otoczyli ich, odbezpieczając fazery.
- Kto ich zawiadomił? - zdumiał się chorąży Petru.
- Ja - zahuczał przez głośniki przepity bas - No dalej, drużyno!
- Co dalej?
- Jak to co?! Bić kurwy i złodziei!

Tu wkroczyła kapitan Zakrzewska.
- Zamknij się, Hermuś, i nie cytuj mi tu klasyków. Kostek, przejmij tych patałachów. Rozbroić, przeszukać, zdezynfekować, odrobaczyć w razie potrzeby i zamknąć. Niech Pulasky zrobi obdukcję, żeby potem nie było, że ich posiniaczyliśmy.
Jeden z żołnierzy sięgnął bohatersko po fazer i jednocześnie drugą ręką złapał Teerhexa za kark, najwyraźniej chcąc sterroryzować "hermaszowców". Nie udało mu się to w pełni, bo ojciec Maślak zdzielił go różańcem przez plecy, a Romulanin kwiknął ze strachu i odruchowym chwytem powalił pechowca na pokład.
- Grzecznie tu być! - zawołał groźnie duszpasterz, wymachując swą świątobliwą bronią.- Ustawić się w pary i jazda do aresztu! Nie przepychać się, mowy nienawiści nie używać, dziennikarzy nie bić, nie bądźcie bydłem, hołoto!
Po względnie krótkim zamieszaniu udało się wykonać rozkaz dowódcy statku i intruzi trafili do pustej ładowni, jako że bryg był przewidziany na najwyżej cztery osoby.
- Załatwione, co dalej? - spytał służbiście Ślepowron, wracając do swojej kapitan. Ta potarła w zamyśleniu swój wdzięczny podbródek.
- Tak się zastanawiam... de'Sant chciał nas załatwić, tak? Mogę się założyć, że bez porozumienia ze swym dowódcą. Warto wybić mu z dupy te durne pomysły.
- Czyli co?
- Jest tu Sixto?
- Jasne, do usług
- zza pleców rozbawionej całym zajściem Keras wyłonił się kędzierzawy wampir i zaprezentował w uśmiechu swe fascynujące kły.
- Znajdź de'Santa i dostarcz go tutaj, tylko bez hałasu. Ty to potrafisz.
- No jasne
! - Sixto z uciechy aż podskoczył i zbiegł po trapie. Nie było go może z kwadrans, potem zjawił się z przerzuconym przez ramię i wyraźnie oszołomionym Francuzem. Więzień wyglądał, jakby spadł z księżyca i mamrotał coś nieskładnie, zwisając na plecach wampira.
- Zatrzymałeś się po drodze na drinka? - spytała surowo Lilianna. Sixto oblizał się dyskretnie.
- tylko łyczek, przysięgam, tylko łyczek.
- Że też ci nie wstyd łakomić się na taką tchórzliwą juchę... Do brygu z nim! Jak otrzeźwieje, a my skończymy świętować mój ślub, to sobie pogadamy.

Kapitan Zakrzewska zatarła ręce, ujęła pod ramię swego męża i pociągnęła go w stronę mesy, skąd dobiegały już wesołe okrzyki załogantów, kończących przypinać pod sufitem wielki transparent z napisem "WIWAT MŁODA PARA".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz