sobota, 5 grudnia 2015

IV.

- Główny inżynier Karol Michałow zgłosi się do kapitana.- zabrzmiał namaszczony głos pokładowego interkomu.
- Teraz? - zdziwił się Karol.
- Teraz.- potwierdził interkom. Karol spojrzał na kapitan Zakrzewską, a ta wzruszyła ramionami.
- Idź, skoro wołają - powiedziała.- Ja poczekam. Nie pali się ostatecznie, choć z drugiej strony, w moim wieku...
Inżynier trzepnął ją karcąco po plecach i pobiegł do kwatery kapitana.
- Może chcą nas aresztować? - zaniepokoił się Teerhex.
- Lepiej niech się dwa razy namyślą, jeśli im życie miłe! - zawołała bojowo Keras, wywijając przy tym batlethem tak, że stojący co bliżej cofnęli się w popłochu. Kapitan Zakrzewska złapała Klingonkę za przedramię i kilkoma nieparlamentarnymi skłoniła do opuszczenia niebezpiecznego narzędzia. Tymczasem Teerhex nadal myślał swoje.
- Powiesz mu? - spytał po długiej chwili milczenia.
- O czym? - Lilianna spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Co naprawdę robimy.
- Ocipiałeś? Puknij się w łeb! Im mniej wie tym lepiej. Można mu wierzyć, ale mimo wszystko...
- Uwaga, desant
- wpadł jej w słowo Jędrek Karpiel.
- Gdzie? - kapitan rozejrzała się i spostrzegła nadchodzącego oficera - A, nie desant, tylko de'Sant. Diabli go tu przynieśli...
Wszyscy zamilkli, usiłując przybrać jak najbardziej obojętne miny, kilku nawet zaczęło pogwizdywać. Pierwszy oficer Independence zatrzymał się przy nich i wykrzywił twarz w czymś, co w założeniu miało być uśmiechem.
- Gratulacje z okazji ślubu, pani kapitan - powiedział - Słyszałem już, że ma pani słabość do Wolkan, ale żeby aż skończyło się to małżeństwem?
Odezwały się pojedyncze parsknięcia śmiechem, tłumione na siłę lub zmieniane w kaszlnięcia. Teerhex miał włosy zaczesane aż na oczy, co zasłaniało charakterystyczne czoło i przy odrobinie dobrej woli faktycznie można było wziąć go za Wolkanina. Nikt oczywiście nie kwapił się z prostowaniem pomyłki Francuza, tak było dużo bezpieczniej.
- Ma pan jakieś zastrzeżenia do mieszanych małżeństw? - odpowiedziała Lilianna pytaniem na pytanie.
- Skądże znowu.Ale tak przy okazji chciałbym o coś spytać. Skąd pani wzięła ten śliczny stateczek? Gwiezdna Flota go pani nie dała, sprawdziłem.
Zapadła cisza. Keras ujęła mocniej swój bathlet, ręka Konstantego Ślepowrona powędrowała nieznacznie do rękojeści fazera.
- Wygrałam w oriońskim Kole Fortuny - odparła kapitan Zakrzewska bez zmrużenia oka.- Udowodni pan, że nie?
- Bez żartów, szanowna pani. Jak weszliście w posiadanie takiej jednostki?
- głos de'Santa stał się ostrzejszy, bardziej nagabujący, a jego postawa groźniejsza.
- Udpierdulta sie, panocku, bo przisam Bogu, ciupazką wos prasne, az wom sie prababcia psypomni! Zabe se lepiej zjedzta, tfu, jamen, tyz prowda.- I Jasiek niedwuznacznym ruchem uniósł rzeczony oręż, który oczywiście wziął ze sobą jako część galowego umundurowania, czyli broń przyboczną. Nie udało mu się tylko przeforsować kapelusza z piórkiem, bo zdenerwowana kapitan nader malowniczo określiła, w co mu to piórko wsadzi, jeśli odważy się pokazać w takim nakryciu głowy. de'Sant cofnął się przezornie, nie znał co prawda tego rodzaju broni, ale pięknie wyostrzona siekierka lśniła zbyt niebezpiecznie.
- Ja tylko... - zaczął, ale tu wtrąciła się nagle Penny:
- Mój tato zawsze powiada: nie pchaj nosa do cudzego trzosa. I ma rację. Przyszedł pan na ślub czy na przesłuchanie?
Zanim de'Sant zdążył odpowiedzieć, od strony kwatery kapitańskiej nadeszli Michałow i dowódca jednostki, obaj uroczyści i eleganccy.
- Zapraszam - kapitan Lynn otworzył drzwi sali ceremonialnej, gdzie - jak się okazało - czekała już część załogo Independence, najwyraźniej ciekawa ceremonii.
Kapitan Lynn godnym krokiem podszedł do mównicy i stanął za nią.
- Moi drodzy - rozpoczął z namaszczeniem - Od czasu pierwszych drewnianych żaglowców wszyscy kapitanowie mieli przywilej...
Lilianna poprawiła słuchawkę komunikatora w uchu.
- Gazu z tym koksem, panie kolego - powiedziała głośno, przerywając Lynnowi przemówienie.- Lecą kłopoty.
- Jakie kłopoty?
- zaniepokoił się de'Sant.
- Z tego co twierdzi moja oficer łączności, boja którą zostawiliśmy pół roku świetlnego stąd daje ciekawe odczyty. Zbliża się kardassjańska jednostka, więc już możesz się pan chować.

Kapitan Lynn rzucił kilka poleceń do swego komunikatora, po czym zwrócił sie do nowożeńców:
- No to galopem: czy pan, Teerhex, bierze sobie tę kobietę za zonę i ślubuje jej wierność oraz miłość małżeńska?
- Spróbowałby nie.
- mruknęła złowieszczo Keras.
-Tak! - krzyknął Teerhex odrobinę głośniej, niż chciał.
- A czy pani, Lilianno Zakrzewska, bierze tego mężczyznę i ślubuje jak wyżej?
- Tak, biorę z dobrodziejstwem inwentarza, szybciej!
- Ogłaszam was zatem mężem i żoną.
- Lynn jeszcze nie skończył, gdy Independence zadrżał, trafiony celną torpedą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz