niedziela, 25 października 2015

II.

Dyskusję kontynuowano w mesie podczas śniadania, na które wszyscy zeszli zaspani i rozczochrani. Zażądała tego kapitan Zakrzewska, której nie chciało się przesiadywać w sali konferencyjnej po godzinach służby.
- Jak na razie mamy propozycję podania serum prawdy, doraźne manto i grzeczne wypytywanie - wyliczyła dla porządku.- Ktoś ma coś do dodania?
– Mogę zaproponować rozwiązanie pośrednie? – spytał znienacka profesor Trekowski.- Mam wśród swoich próbek bardzo ciekawą substancję, gaz depresyjny. Jest o tyle osobliwy, że wykazuje powinowactwo do substancji wiążących tlen, podziała więc na każdego osobnika oddychającego tlenem, niezależnie od rasy.
– Jak to to działa?
– zainteresowała się Lilianna.
– Zwyczajnie. Wywołuje wielki smutek i poczucie, że jest się śmieciem, oczywiście czasowo. W tym stanie nikt nie dba o dochowanie tajemnicy, przysięgi czy czego tam wszystkiego
– To nieetyczne.
- stwierdziła Foremna.
– W przeciwieństwie do wojny?
- Już ty mnie tu nie podskakuj, stary szarlatanie! Masz etykę pawiana, to wszyscy wiedzą, ale ktoś tu musi pilnować zasad.

Tu wkroczyła Lilianna, kazała pani doktor zamknąć się i napisać dokładny raport z obdukcji młodego Romulanina. Gdy obrażona Foremna wyniosła się za drzwi, kapitan zwróciła się do Trekowskiego:
- Daj mu pan tego gazu, tylko ostrożnie, żeby nie wyskoczył po nim przez śluzę. Musimy wiedzieć, na czym stoimy.
Uradowany profesor wyleciał z konferencyjnej niczym polny konik i poleciał spełnić rozkaz swego dowódcy, bodajże pierwszy, który wykonał bez gadania i gorliwie. Potraktowany gazem depresyjnym Teerhex pogrążył się w ciężkiej rozpaczy i nie tylko potwierdził wcześniejsze słowa, ale też niepytany wygadał się z kilku pilnie strzeżonych tajemnic Imperium, które ochoczo spisano i zaprotokołowano.

Przemyślawszy dogłębnie sprawę kapitan Zakrzewska postanowiła udzielić Teerhexowi tymczasowego azylu na pokładzie statku, bo rzeczywiście nie było wiadomo, co z nim zrobić. PSS Hermasz II, jako statek niezależny, miał masę roboty, żeby zarobić na swe utrzymanie. Za darmo trudno byłoby dostać części, surowce i inne rzeczy, co stało w ciekawej sprzeczności z panującym w światach Federacji materialnym błogostanem, zgodnie z którym każdy mógł sobie zareplikować, co chciał. Przynajmniej teoretycznie, bo praktyka okazała się inna.

- Skoro nie możemy na razie wypuścić faceta, ani też nikomu oddać, niech zostanie i koniec pieśni.- powiedziała doktor Lemowa wzruszając ramionami, gdy na specjalnym zebraniu rozważano sprawę Romulanina.
– Liberum veto! – wrzasnęła Keras, studiująca w wolnych chwilach historię Polski i coraz bardziej nią zafascynowana.
– Powołaj się jeszcze pani na neminem captivabimus – poradził jej ironicznie Kostek Ślepowron, który objął funkcję szefa ochrony po tym, jak Maura Gwizdak poszła służyć na statek patrolowy. – Tu nie sejmik.
– Wszawy Romulanin mam nam zapaskudzić statek?!
- Wysmarować mu łeb octem sabadylowym i po krzyku.
- zaproponował Jedrek Karpiel, który uczestniczył w zebraniu mimo paskudnego kaca, skutkiem którego słyszał co drugie słowo, a jeszcze mniej rozumiał.
– Zamknij się, Jędrek. Zajczikowa, ciebie przyjęliśmy jak swoją, tak czy nie? – spytała surowo kapitan – A przypominam, że wtedy Federacja nie lubiła się z Klingonami.
Keras burknęła coś nieokreślonego, ale pod spojrzeniem Lilianny zrezygnowała z dalszych protestów. Służąc tyle lat pod jej rozkazami nauczyła się, że łagodna dla swych podwładnych kapitan w jednym punkcie była surowa i nieustępliwa – jej słowo na pokładzie stanowiło niepodważalną świętość. Jeśli wydała już jakiś rozkaz, musiał on zostać wykonany, choćby nawet pioruny biły. Nikt nie śmiał się jej sprzeciwić pod rygorem opuszczenia statku z wilczym biletem i doraźnym mordobiciem do tego, więc nawet wojownicza pani Zajczikowa nie ryzykowała.

Tak więc Romulanin o drapieżnym imieniu pozostał na pokładzie. Początkowo on był nieufny wobec załogi, a załoga wobec niego, szybko jednak okazało się, że nie jest złym facetem. Może był jeszcze zbyt młody, żeby stać się zanadto romulański, a może po prostu miał taki charakter. Polubiono go serdecznie, bez jakiegokolwiek przymusu i ochrzczono pieszczotliwie „Reksio”. Romulanin co prawda twierdził, że jego imię skraca się na „Teer”, ale załoga wiedziała lepiej i chcąc nie chcąc pozostał Reksiem, nie mając zresztą pojęcia, co ten skrót znaczy. Początkowo zatrudniono go przy serwisowaniu drobniejszego sprzętu, szybko jednak zostawił tę robotę i awansował na kronikarza. Mattias von Braun nadał mu w swoim własnym imieniu tytuł rezerwowego dyplomaty Hermasza, miał on bowiem rozległą wiedzę o poznanych cywilizacjach i dar pięknego mówienia. Odnosiło się to również do opisywania wydarzeń, które potem czytało się niczym powieść. Nowa funkcja wymagała częstszych kontaktów z panią kapitan i nie wiedzieć kiedy między tą mieszaną rasowo dwójką zrodziło się uczucie – nie dobre na jedną noc pożądanie, a prawdziwa miłość.

Zrazu nikt w to nie wierzył, nawet sama kapitan. Dopiero gdy Teerhex został ukąszony przez rigeliańską pchłę błotną i dostał takiej gorączki, że o mało nie wyskoczył ze skóry, bomba pękła. Romulanin był naprawdę poważnie chory, w pokładowej apteczce nie znaleziono żadnego leku dopasowanego do metabolizmu jego rasy i doktor Kathryn Pulasky, która zastąpiła T’Shan, musiała na bieżąco coś zsyntetyzować. Nie spała dwie noce, nie jadła trzy dni, ale lek uzyskała. Zanim jednak zdążyła go podać, Teerhex w malignie wygadał się ze swoich uczuć i tak przekonywująco majaczył, że kapitan Zakrzewska omal się nie popłakała z rozczulenia.

– Romeo i Julia, psiakość.- mruczała drwiąco czerstwa i doświadczona doktor, wprowadzając dane o chorobie do karty pacjenta. Po doświadczeniach służby na najlepszym flagowcu Gwiezdnej Floty Pulasky miała wrażenie, że dostała się do kabaretu, nie na statek gwiezdny. Nie żeby się jej tu nie podobało, ale nie mogła zrozumieć, jakim cudem ta załoga do tej pory nie rozniosła okrętu na strzępy, mało tego – działała zaskakująco sprawnie, choć w permanentnym bałaganie i bez przerwy się kłócąc. Do tego dochodziła romansująca na prawo i lewo kapitan, która w końcu zaangażowała się emocjonalnie w stosunku do podejrzanego politycznie dezertera, Romulanina z krwi i kości, prawda że miłego i przystojnego, ale przecież wroga! Kapitan Picard nigdy by sobie na coś takiego nie pozwolił.

Teerhex wyzdrowiał w końcu, a kapitan Zakrzewska postanowiła wziąć byka za rogi i spytała wprost o jego plany co do ich przyszłości. No i tak się jakoś stało, że dwa dni później byli zaręczeni, a tydzień później Hermasz podążał spokojnie na spotkanie ze statkiem Independence. Lilianna miewała różne zwariowane pomysły, ale nawet ona nie wpadłaby na to, żeby dać ślub sama sobie. Koniecznie potrzebowała do tego drugiego kapitana i drugiego statku, a jedynie Karol Michałow, najlepszy główny inżynier, jakiego kiedykolwiek miała, mógł jej zapewnić jedno i drugie..

1 komentarz: